Dom pełen drzwi
Autor: Brian Lumley
Wydawnictwo: Phantom Press, 1991
Okładka: miękka
Stan: dobry plus
Uwagi: brak
O książce:
„Dom pełen drzwi” to Lumley w trybie eksperymentalnym – zamiast klasycznego horroru dostajemy labiryntową science fiction podszytą kosmiczną grozą. Nieprzypadkowo Phantom Press umieścił powieść w serii „Horror”: polski czytelnik 1991 roku spodziewał się wampirów, demonów czy taniej krwi, a tymczasem trafił na tekst bardziej w duchu Harlana Ellisona i lovecraftowskich metafor niż Stephena Kinga.
Zamek na szkockim wzgórzu, pełen drzwi prowadzących w światy prywatnych koszmarów, to oczywista alegoria psychiki. Każde przejście staje się testem: bohaterowie konfrontują się nie z „przerażającym potworem”, ale z tym, co nieuchronnie niosą we własnych głowach. Lumley wykorzystuje schemat science fiction – obca rasa i jej maszyna – by opowiedzieć o ludzkich słabościach, zdradach, skrywanych traumach. W tym sensie książka balansuje między pulpą a filozoficznym traktatem o piekle, które sami sobie fundujemy.
Owszem, powieść cierpi na nadmiar – fabularne dygresje, przeskoki, chaos językowy (jeszcze spotęgowany przez nieudolne tłumaczenie). Ale to właśnie ta przesada tworzy klimat: zamiast gładkiej narracji mamy potok wyobraźni, który z jednej strony frustruje, z drugiej zaś przyciąga jak sen, którego nie sposób się pozbyć. „Dom pełen drzwi” stoi w literackim półmroku: zbyt fantastyczny, by być horrorem, zbyt psychodeliczny, by mieścić się w schemacie twardego SF.